Wiedziałam, że dzisiaj w Galerii Obok odbędzie się finisaż wystawy rysunków Lecha Kowalczyka. Byłam już na wernisażu i na kameralnym spotkaniu z artystą.
Ale chciałam też pójść na Dzień Otwarty Norwida, który wypadał w tym samym dniu, tylko wcześniej. Ustaliłam, że jeżeli zdążę, to wejdę także do galerii.
/
Nie zdążyłam, ale i tak weszłam.
/
A w galerii pan artysta Lech Kowalczyk opowiadał o swojej sztuce. Przytaczał różne historie związane z powstawaniem obrazów. Okazuje się, że często inspiracją do tworzenia stawały się spotkania i rozmowy z kobietami. I to właśnie kobiety prędzej dostrzegały różne dodatkowe aluzje i symbole w jego pracach.
Nawet sytuacje niesprzyjające można wykorzystać do artystycznego działania. W czasie pandemii pan Leszek wyprowadzał na spacery psa (jechał na rowerze, a pies biegł za nim) i odnajdywał interesujące obiekty do rysowania.
Słuchacze byli wyraźnie zainteresowani opowieścią artysty. Oczywiście, można było ją na chwilę przerwać i przedstawić swój punkt widzenia, zapytać o coś. Wydaje mi się, że wszyscy obecni są w jakiś sposób związani ze sztuką.
/
Wartością tego spotkania było jednoczesne słuchanie wypowiedzi pana Kowalczyka oraz oglądanie jego obrazów.
/
A wśród zebranych – Wojciech Łuka: artysta i kurator tej galerii. (Warto zajrzeć tutaj i tutaj.) Oraz pani Mirosława Zientara, którą wiele razy już spotykałam na różnych wystawach i oglądałam jej obrazy. Zawsze mówi, że jest uczennicą pana Łuki.
/
Oczywiście, słuchałam tego, co mówi Lech Kowalczyk. Ale o wiele bardziej fascynowało mnie to, w jaki sposób przekazuje swoje myśli. Był niezwykle dynamiczny, podchodził do obrazów, wskazywał coś ręką, machał nią, kręcił głową. Był trochę taki jak rozkołysane drzewo na wietrze. Przypominam – wystawa nosi tytuł: „Drzewem jestem” ( w katalogu: „Jestem drzewem”).
Artysta w pewnym momencie nawiązał do opowiadań Brunona Schulza. Ja, patrząc na niego, poszłam dalej tym tropem: zobaczyłam w nim ojca bohatera, który uważał siebie za demiurga, był indywidualistą i postrzegał świat po swojemu.
/
I nadszedł ten moment, kiedy można porozmawiać, jeszcze raz przyjrzeć się obrazom. Zrobić zdjęcia – pan Wojtek dokumentuje wydarzenie.
Artysta jeszcze tłumaczy jakieś zawiłości sztuki.
/
Wspólne zdjęcia na pamiątkę spotkania. One się różnią między sobą. Nigdy nie umiem wybrać tego najlepszego.
/
Zapytałam artystę, który ze swoich obrazów ceni najbardziej. Okazało się, że ten, który zajął mu najwięcej czasu. Widzę na nim nawiązanie do wydarzeń historycznych (chyba).
/
Pan Wojtek Łuka uznał, że bardzo ciekawe w obrazach artysty są prześwity. I ja dopiero wtedy też na to zwróciłam uwagę. Prześwity, przez które można zobaczyć jakieś inne światy? Nie wiem.
/
Nie ma to jak fachowa rozmowa artysty z artystą.
/
No i koniec, zamykamy salę. Powinno się odbić dłoń artysty na ścianie.
Mam nadzieję, że zostaną tutaj na zawsze artystyczne fluidy i emocje związane ze sztuką Lecha Kowalczyka.
/